Przejdź do głównych treściPrzejdź do wyszukiwarkiPrzejdź do głównego menu
niedziela, 5 maja 2024 16:54
Reklama Baner A1 BUDBRAM
Reklama

Zamość: Żałobnicy byli w kłopocie

Pan Jerzy chciał w sobotę (19 stycznia) uczestniczyć w mszy pogrzebowej za ojca jego serdecznego kolegi. Ten starszy mężczyzna zmarł pod długiej i ciężkiej chorobie. Na mszę wybierała się także rodzina, przyjaciele i znajomi zmarłego. Miał ich tam zawieźć zamówiony autobus Miejskiego Zakładu Komunikacyjnego w Zamościu. Ten przybył w umówione miejsce o godz. 12. Sęk w tym, o tej godzinie żałobnicy mieli być na nabożeństwie żałobnym w zamojskiej katedrze...
Zamość: Żałobnicy byli w kłopocie
Żałobnicy nie doczekali się autobusu zamojskiego MZK

Autokar miał być podstawiony i czekać na przystanku przy ul. Peowiaków. Zziębnięci oczekujący, pogrążeni w żałobie ludzie, nie wiedzieli co mają robić – napisał w liście do naszej redakcji pan Jerzy (nazwisko do wiadomości redakcji). "Mój kolega był zaskoczony postawą MZK. Próbował ratować sytuację". 

Przykre wrażenie

Nabożeństwo żałobne miało rozpocząć się o godz. 12 w zamojskiej katedrze. W związku z tym, że większość osób, które chciały w nim uczestniczyć, mieszka na osiedlach znajdujących się w sąsiedztwie Zamojskiego Szpitala Niepublicznego, syn zmarłego (jest on także serdecznym przyjacielem pana Jerzego) zamówił autobus MZK, który miał zgromadzonych ludzi przewieźć stamtąd pod zamojską katedrę. Jako punkt zborny wyznaczono przystanek przy ul. Peowiaków – obok "starego szpitala" w Zamościu. Żałobnicy czekali tam podobno ok. 20 minut. 

Z relacji naszego czytelnika wynika, że zamówiony autobus nie przyjechał. Syn zmarłego poprosił wówczas osoby, które miały swoje samochody, żeby po nie poszli. Po pewnym czasie zabrali oni zgromadzonych ludzi: najpierw do kościoła, potem na Cmentarz Komunalny na zamojskiej Karolówce, a następnie – już po pogrzebie – w okolicę ul. Peowiaków. Wszystko udało się w końcu jakoś zorganizować. Jednak według pana Jerzego bardzo przykre wrażenie pozostało. 

Byliśmy do dyspozycji

Z dokumentów MZK rzeczywiście wynika, że autobus był zamówiony. Kłopot w tym, że miał on przybyć nie przed godz. 12, ale... w samo południe. Tak się też stało. Kierowca czekał w umówionym miejscu przez godzinę, a potem (czyli o godz. 13) pojechał w okolice zamojskiej katedry. Tam także nie zastał żałobników. W tej sytuacji autobus zjechał na bazę. 

– Bardzo nam przykro, że doszło do nieporozumienia. Zdaję sobie sprawę z tego, że dla najbliższych zmarłego pogrzeb jet bardzo trudnym momentem. Ten pan zamówił autokar na godzinę 12, jego podpis widnieje pod zleceniem. Autokar podstawiliśmy punktualnie o umówionej porze. Szkoda, że zamawiający autobus nie skontaktował się jakoś z nami jeszcze przed wyjazdem do katedry. Podstawilibyśmy autokar wcześniej. Nie jest jednak naszym błędem, że zrealizowaliśmy kurs zgodnie ze zleceniem – mówi Krzysztof Szmit, prezes MZK w Zamościu, a na dowód wskazuje na zamówienie złożone w jego zakładzie.  

Więcej w najnowszym numerze i e-wydaniu Kroniki Tygodnia



Podziel się
Oceń

Napisz komentarz
Komentarze
Pracownicy 29.01.2019 13:45
Maluha to przynajmniej coś robił, a teraz marazm ogarnął pgk.

mieszkaniec 29.01.2019 09:23
Tak się rządzi w spółkach miasta ,zero kompetencji i pojęcia o kulturze . Wnuk i jego ekipa to porażka .

vkufv 29.01.2019 08:35
a może maluha w tym maczał palce

 

 

ReklamaBaner reklamowy firmy GOLDSUN
ReklamaBaner reklamowy Lege Artis
ReklamaBnaer reklamowy firmy Kronika Tygodnia
ReklamaBaner reklamowy b - dodatek
ReklamaBaner B1
Reklama
Reklama
Reklama