Przejdź do głównych treściPrzejdź do wyszukiwarkiPrzejdź do głównego menu
piątek, 17 maja 2024 16:28
Reklama Baner A1 BUDBRAM
Reklama
Reklama

Lekkoatletyka. Andrzej Jaros: Sam na siebie wywierałem presję

Były zawodnik Agrosu Zamość Andrzej Jaros uważnie śledzi poczynania lekkoatletów z Zamojszczyzny, zwłaszcza tych z juniorskich i młodzieżowych kategorii wiekowych. Srebrny medalista mistrzostw Europy juniorów U20 w biegu na 400 m (Nowy Sad 2009) i wicemistrz Europy seniorów w sztafecie 4 razy 400 m (Zurych 2014) pełni rolę koordynatora szkolenia w kadrze narodowej B i kadrach wojewódzkich Lubelskiego Okręgowego Związku Lekkiej Atletyki.
Andrzej Jaros ukończył wydział ekonomiczny na UMCS w Lublinie. Napisał pracę magisterską zatytułowaną „Strategia rozwoju Klubu Sportowego Agros Zamość”.
Andrzej Jaros ukończył wydział ekonomiczny na UMCS w Lublinie. Napisał pracę magisterską zatytułowaną „Strategia rozwoju Klubu Sportowego Agros Zamość”.

O Królowej Sportu i uprawiających lekkoatletykę sportowcach z Zamojszczyzny z Andrzejem Jarosem (ur. 19 lipca 1990 w Lublinie) można rozmawiać długimi godzinami. Były zawodnik Agrosu Zamość, dziś szkoleniowiec lekkoatletyki, doskonale obeznany jest w temacie. Da się wyczuć, że jest w swoim żywiole, gdy o nim może opowiadać. – Najbardziej znanymi mi zawodnikami z Zamojszczyzny są Dominik Kopeć i Monika Romaszko. Śmiało można ich zaliczyć do gwiazd polskiej lekkoatletyki. Zwłaszcza Dominik prezentuje bardzo wysoki poziom. Kibicuję mu, żeby w końcu przełamał tę barierę 10 sekund, wyznaczoną w 1984 r. w biegu na 100 m przez Mariana Woronina. Dominik jest bardzo bliski osiągnięcia tego celu, ale muszę przyznać, że byłby to nie lada wyczyn – mówi nam Andrzej Jaros.

Gdy dyskusja przechodzi na tory młodzieżowe i juniorskie, to Andrzej Jaros wymienia największe – jego zdaniem – talenty naszej regionalnej lekkoatletyki. 

– Niesamowicie perspektywiczną zawodniczką jest Joanna Fus z Tomasovii Tomaszów Lubelski. Naprawdę świetnie się zapowiada. W tym sezonie halowym poprawiła znacznie swoje „życiówki”. Trzymam kciuki za Martynę Seń z Agrosu, by wróciła do optymalnej formy po tych dwóch ciężkich kontuzjach, z którymi się borykała tak długo. W Agrosie jest więcej takich zdolnych młodych sportowców, bo sekcja lekkoatletyczna zamojskiego klubu od lat trzyma wysoki poziom. Obiecującą zawodniczką jest Zuzanna Posłuszna, która dopiero niedawno zaczęła trenować, bodajże rok temu, a już osiąga bardzo dobre wyniki. Bardzo dobrze wypadła w swoim pierwszym sezonie startowym. Może osiągnąć naprawdę dużo. W Unii Hrubieszów świetnie biega Jan Śmietanka. Podczas ostatnich halowych mistrzostw Polski juniorów U20 zdobył dwa medale w ciągu niecałej godziny, w obu przypadkach – po pasjonującej walce. Uważam, że bieg na 400 m spokojnie by wygrał, gdyby nie bał się szybko zacząć ten wyścig. 

Na początku biegł jednak wolno. Nie wiem, czy był już tak szczęśliwy ze zdobycia srebrnego medalu w biegu na 200 m, że już nie mógł się skupić na tym dłuższym dystansie, czy źle rozplanował ten wyścig. W biegu na 400 m wywalczył brąz, a na pewno był znakomicie przygotowany do walki o złoto. Na zgrupowaniach kadry narodowej B trenował trochę z moim tatą Markiem Jarosem. I wiem, jakie ma możliwości. Warto też zwrócić uwagę na to, co dzieje się w Zniczu Biłgoraj. Sekcja lekkoatletyczna tego klubu, działająca pod kierownictwem trenera Mieczysława Jamroza, nadal utrzymuje wysoki poziom w biegach średnich i przełajowych – komentuje.

Rodzice zaszczepili pasję

Andrzej Jaros pracuje dziś także jako szkoleniowiec lekkoatletyki w AZS UMCS Lublin. Jest też trenerem przygotowania motorycznego i wytrzymałościowego, pomaga pod tym względem m.in. młodym piłkarzom kilku lubelskich szkółek. 

– Karierę lekkoatletyczną zakończyłem w 2021 r. Nie uprawiam już sportu wyczynowo, ale nadal staram się być aktywny – dla własnej przyjemności, dobrego zdrowia i samopoczucia. W każdym tygodniu dwa razy biegam i trzy razy ćwiczę na siłowni. Wciąż ruch daje mi dużą satysfakcję – podkreśla Andrzej Jaros.

Były lekkoatleta zamojskiego Agrosu wychował się w usportowionej rodzinie. Oboje rodzice Andrzeja Jarosa uprawiali lekkoatletykę. Tata Marek Jaros pracuje jako szkoleniowiec, m.in. właśnie w Agrosie. Natomiast mama Urszula Jaros, z domu Majkut (ur. 20 lutego 1956 w Gródku, w pow. tomaszowskim, w gm. Jarczów), była sprinterką i skoczkinią w dal, zdobyła dziesięć medali mistrzostw Polski seniorek (sześć na otwartym stadionie, cztery w zawodach halowych), reprezentowała Polskę m.in. podczas mistrzostw Europy w 1986 r. w Stuttgarcie (szóste miejsce w sztafecie 4 razy 100 m), a dziś jest prezesem Lubelskiego Okręgowego Związku Lekkiej Atletyki i działa w strukturach PZLA – w zarządzie federacji jest wiceprezesem ds. kontaktów z samorządami i klubami. 

– Wychowywałem się na obiektach sportowych. Tata systematycznie zabierał mnie na zajęcia szkoleniowe, zgrupowania i obozy. Rodzice zaszczepili we mnie pasję do lekkoatletyki, można powiedzieć, że dali mi ją w genach, ale nigdy do niczego mnie nie zmuszali. Obserwowałem lekkoatletykę, zżyłem się z nią, spodobała mi się, złapałem bakcyla. To nie rodzice, lecz ja sam na siebie wywierałem presję. Zawsze byłem ambitnym człowiekiem. Zawsze chciałem osiągnąć jak najwięcej – mówi Andrzej Jaros.

Olimpijskie niespełnienie

A osiągnięcia Andrzeja Jarosa są naprawdę imponujące. Życiowy sukces w biegu indywidualnym odniósł podczas mistrzostw Europy juniorów U20 w Nowym Sadzie (Serbia) w 2009 r. Zdobył tam srebrny medal w biegu na 400 m. Uzyskał czas 46.75 („personal best” zawodnika w tej konkurencji wynosi 46.44 – ten wynik dał mu piąte miejsce w mistrzostwach Polski w 2014 r. w Szczecinie). 

– Mistrzostwa Europy juniorów w Nowym Sadzie były dla mnie niesamowitą przygodą. Zdobycie przeze mnie srebrnego medalu okazało się najprzyjemniejszym i najbardziej pamiętnym wydarzeniem w mojej karierze. Startowaliśmy w niesamowitym upale. Temperatura powietrza wynosiła 35 stopni Celsjusza. Nikt nie stawiał, że zdobędę jakikolwiek medal. Nie byłem zaliczany do faworytów konkurencji. Mało kto widział we mnie czarnego konia zawodów. Pierwszego dnia rano były eliminacje, a po południu – półfinały. Oba biegi poszły mi świetnie. Ale nawet po tych dwóch moich bardzo dobrych startach nikt nie liczył na mnie w finale. To mnie bardzo zmotywowało, by wszystkim i samemu sobie pokazać, na co naprawdę mnie stać. Od razu po tym biegu miałem kontrolę antydopingową. Stres, emocje, przeżycia były dla mnie tak ogromne, że dopiero trzy godziny po wyścigu finałowym wyszedłem z tej kontroli na dekorację medalistów – wspomina Andrzej Jaros.

W swoim dorobku ma też srebrny medal mistrzostw Europy w Zurychu (Szwajcaria) w 2014 r. w sztafecie 4 razy 400 m. Pobiegł w eliminacjach (czas polskiej sztafety 3:03.52). 

– Ten sukces rzadziej wspominam, nie miałem już takich przeżyć, bo finał oglądałem z trybuny. Oczywiście mocno kibicowałem swoim kolegom z reprezentacji. W zasadzie to oni wywalczyli dla mnie to srebro – twierdzi Andrzej Jaros.

W mistrzostwach Polski seniorów Andrzej Jaros nie zdobył ani jednego medalu w konkurencjach indywidualnych. Na podium stawał kilka razy wraz z klubowymi kolegami po biegach sztafetowych.

 – Do wieku młodzieżowca U23 zdobywałem medale mistrzostw Polski w biegach indywidualnych, ale już w rywalizacji seniorów mi się to nie udało ani razu. Różne perypetie o tym zadecydowały. Na podium mistrzostw Polski seniorów w sztafecie 4 razy 400 m stawałem rokrocznie od 2016 do mojego ostatniego startu w 2021 r. – raz z kolegami z Agrosu Zamość, a potem z AZS UMCS Lublin. W 2020 r. we Włocławku nie mieliśmy czwartego do sztafety, bo Maciej Hołub tuż przed mistrzostwami Polski doznał kontuzji. Dzień przed zawodami mój tata „awaryjnie” ściągnął z Lublina Karola Kanię, który nie załapał się na mistrzostwa. Karol był kompletnie nieprzygotowany do startu, do tygodnia w ogóle nie trenował, bo myślał, że dla niego sezon już się zakończył. Pobiegł na trzeciej zmianie. Dał z siebie wszystko. Tak się poświęcił, że tuż przed przekazaniem mi pałeczki upadł. Na szczęście zdążyłem przejąć sztafetę. Zakończyliśmy wyścig na drugim miejscu, za RKS Łódź z Adamem Kszczotem w składzie. Zdobyliśmy srebrny medal. Moment upadku Karola i przejęcia przeze mnie pałeczki uwiecznił na zdjęciu jeden z fotoreporterów. Mam tę fotografię w swoich domowych zbiorach. Jest niesamowita – opowiada Andrzej Jaros.

Na igrzyska olimpijskie Andrzej Jaros nigdy nie pojechał. 

– Z jednej strony jestem zadowolony ze swojej kariery lekkoatletycznej i dokonań, a z drugiej odczuwam spory niedosyt. Dwa razy niewiele mi zabrakło, żebym mógł spełnić największe marzenie swoje i każdego sportowca, czyli pojechać na igrzyska olimpijskie. W 2016 r. przeszkodziła mi kontuzja, pięć lat później – choroba – wzdycha Andrzej Jaros.

Zainspirował zamojski Agros

Choć Andrzej Jaros wychowywał się w Lublinie, to jednak był wychowankiem zamojskiego Agrosu. Klub ten reprezentował przez jedenaście sezonów (w latach 2006-2016).

 – Gdy zaczynałem swoją karierę lekkoatletyczną, to wówczas w moim rodzinnym Lublinie klub uczelniany AZS UMCS dopiero raczkował po wskrzeszeniu sekcji, natomiast Start był już u schyłku swojej działalności. W tym czasie Agros świetnie sobie radził na arenie krajowej. Mój tata „wkręcił” mnie wtedy do klubu z Zamościa. Zawsze bardzo miło będę wspominał te lata, w których reprezentowałem Agros. W barwach zamojskiego klubu, który zapewnił mi właściwy rozwój sportowy, osiągnąłem swoje największe sukcesy. Do dziś utrzymuję kontakt z tym klubem. Z prezesem Konradem Firkiem pozostaję w znakomitej relacji – mówi Andrzej Jaros.

Agros złożył Andrzejowi Jarosowi propozycję powrotu, ale już w roli szkoleniowca. Były sportowiec zamojskiego klubu jednak odmówił. 

– Miałbym pracować z Izabelą Jastrząb. Była to kusząca oferta, ale jednak nie mogłem jej przyjąć, bo nie chciałem zrezygnować ze szkolenia dzieci i młodzieży w Lublinie. Gdybym się zgodził szkolić Izę, to albo bym ją zaniedbał, albo te dzieci, bo trudno byłoby mi działać na kilku frontach. Klub proponował, abym przyjął ofertę, a szkolenie Izy konsultował ze swoim tatą. Ostatecznie to tata został jej szkoleniowcem. Uważam, że to było najlepsze dla niej rozwiązanie. Wyniki, jakie osiągnęła pod trenerskim okiem mojego taty, najlepiej świadczą o tym, że wszystko dobrze się potoczyło. Niewiele jej zabrakło w biegu na 400 m do minimum na mistrzostwa świata – tłumaczy Andrzej Jaros.

W Agrosie wszyscy ciepło wspominają lata, gdy Andrzej Jaros reprezentował ten klub.

 – To był naprawdę świetny, solidny zawodnik, dobrze „ułożony”, grzeczny, kulturalny. Był jedynym dzieckiem Jarosów, więc miał cechy charakterystyczne dla jedynaków. Mogę o nim mówić w samych superlatywach. Osiągał rewelacyjne wyniki. Niestety, był bardzo podatny na kontuzje. Nie wiem, co się stało wtedy w Lublinie, że pracujący w naszym klubie trener Marek Jaros zarejestrował syna u nas, a nie w którymś z klubów lubelskich. Pod koniec kariery Andrzej poprosił nas o możliwość przejścia do AZS UMCS Lublin, bo to leżało w jego interesie. Bez problemów daliśmy mu zgodę na ten transfer, bo to zasłużony dla naszego klubu sportowiec. Tyle lat startował w naszych barwach z sukcesami. Nigdy nas nie zawiódł, nigdy nie sprawiał nam kłopotów, zawsze mogliśmy na niego liczyć – mówi prezes Konrad Firek.

Andrzej Jaros ukończył wydział ekonomiczny na UMCS w Lublinie. Napisał pracę magisterską zatytułowaną „Strategia rozwoju Klubu Sportowego Agros Zamość”. 

– Mam przed sobą kopię tej pracy, ze specjalną dedykacją autora. Jesteśmy jednym z nielicznych klubów z sekcją lekkoatletyczną, posiadających program strategii rozwoju. Nie wszystkie pomysły Andrzeja jesteśmy w stanie wprowadzić, ze względu na ograniczone możliwości finansowe i personalne, ale ta praca została ładnie i fachowo napisana. Na pewno daje nam pewną inspirację w działalności klubu – mówi Konrad Firek.


Podziel się
Oceń

Napisz komentarz
Komentarze
ReklamaBaner reklamowy firmy GOLDSUN
ReklamaBaner reklamowy Greinplast Zamość
Reklama
ReklamaBaner reklamowy b - dodatek
ReklamaBaner B1
Reklama
KOMENTARZE
Autor komentarza: 10zorTreść komentarza: Jeszcze prezesa od fikołków powinien wymieść.Data dodania komentarza: 17.05.2024, 13:12Źródło komentarza: Zamość: Miotła w spółkach miejskich. Jako pierwsza stanowisko straciła prezes PGKAutor komentarza: nikaTreść komentarza: Moja mama też brała antybiotyki przez parę miesięcy na boreliozę a teraz organizm "się sypie". Szok, że lekarze zamiast leczyć szkodzą pacjentowi wiedząc, że tak nie wolno leczyć.Data dodania komentarza: 17.05.2024, 12:24Źródło komentarza: Leczyli boreliozę zakazaną w Polsce metodą. Wkroczył rzecznik praw pacjentaAutor komentarza: HrubieszowiankaTreść komentarza: W końcu. Super akcja. Bo poprzedni Komediant PSP Hrubieszów z tego słynął, no i z modlenia się.Data dodania komentarza: 17.05.2024, 11:58Źródło komentarza: Hrubieszów: „Nie” dla wykorzystywania munduru do celów politycznychAutor komentarza: pamiętamTreść komentarza: tiki-kakaData dodania komentarza: 17.05.2024, 11:55Źródło komentarza: Kto rywalem Padwy Zamość w barażach?Autor komentarza: RobertTreść komentarza: Robert, cześć debiluData dodania komentarza: 17.05.2024, 11:54Źródło komentarza: Podatek od psów już jest. Teraz ich właścicieli czeka kolejny obowiązek. Sprawdź – jakiAutor komentarza: do debila i zasrańca w jednymTreść komentarza: tpewnie też srasz wszędzie i każdemu pod oknem degeneracieData dodania komentarza: 17.05.2024, 11:53Źródło komentarza: Podatek od psów już jest. Teraz ich właścicieli czeka kolejny obowiązek. Sprawdź – jaki
Reklama
Reklama