Przejdź do głównych treściPrzejdź do wyszukiwarkiPrzejdź do głównego menu
niedziela, 19 maja 2024 02:18
Reklama
Reklama
Reklama

Biali rodzice czarnych dzieci

Dla nastolatka w Polsce równowartość 35 euro to właściwie kieszonkowe, w Kamerunie tyle kosztuje zapewnienie dziecku rocznej edukacji.
Biali rodzice czarnych dzieci
W Kamerunie jest mnóstwo dzieci, którym można i trzeba pomóc.

Ntembe Tseng Landry Stefan, Balara Sakouame Jovani, Kala Tseng Souflane, Aman Steve, Djelaboko Kombo Yvan, Samba Ngouetsak, Moawo Amougou Tristane, Douans Mezogou Letissia, Mmeng Ndjock Luc – to dziewiątka dzieci z Kamerunu. Tam mieszkają, tam się uczą, a rodziców, tych adopcyjnych, mają w... Zamościu. Na dodatek... po kilkadziesięcioro i często nieletnich.

Ci zamojscy młodzi rodzice to uczniowie II Liceum Ogólnokształcącego im. Marii Konopnickiej, którzy małymi Afrykańczykami od wielu, wielu już lat opiekują się w ramach Adopcji Serca.

Jak to się zaczęło?

Był rok 2008. Jedna z uczennic II LO, podczas lekcji wychowawczej zaproponowała, by jej klasa adoptowała dziecko z Afryki.

– Pamiętam to dokładnie. Wstała, podała mi obrazek z informacją i kontaktem do siostry Edyty Budynek, polskiej pallotynki, misjonarki – wspomina Elżbieta Paszko, anglistka w zamojskim liceum, która już od 12 lat koordynuje w II LO Adopcje Serca.

Co to takiego jest? To zwyczajna pomoc o nadzwyczajnym znaczeniu dla dzieci z krajów Trzeciego Świata. Polega na wsparciu finansowym, a co za tym idzie umożliwieniu edukacji, zaś w późniejszych etapach życia zdobycia wykształcenia i zawodu. Taką formą pomocy są obejmowane dzieci w trudnej sytuacji życiowej: sieroty, półsieroty, czasami po prostu dzieci z rodzin wielodzietnych, których rodziców nie stać na to, by zapewnić im możliwość nauki.

Prawie setka adopcyjnych dzieci

I wtedy właśnie z pomocą przychodzą nastoletni rodzice, jak ci z Zamościa, z II LO.

– Każdego roku nasze klasy, wspierane przez swoich wychowawców adoptują po kilkoro bądź kilkanaścioro dzieci w różnym wieku, od maluszków po nastolatków. Bywa, że adopcja rozpoczęta przez naszych pierwszoklasistów trwa aż do momentu, gdy zdadzą maturę i odejdą ze szkoły – opowiada Elżbieta Paszko.

Zapewnia, że w żaden specjalny sposób nie musi młodzieży do tej akcji zachęcać. Wystarczy, że przekaże informację i chętni zaraz się znajdują. – Jestem pełna podziwu dla naszych uczniów. Zwłaszcza, że żyjemy w czasach, kiedy człowiek skupia się na sobie, ostatnio na dodatek jesteśmy skazani na izolację, a tymczasem nasza młodzież udowadnia, jak bardzo jest otwarta, jak bardzo chce pomagać, robić coś dobrego dla innych – mówi nauczycielka.

Przez te kilkanaście lat uczniowie II LO w Zamościu "matkowali" i "ojcowali" już blisko setce dzieci z Kamerunu, gdzie siostry pallotynki, na czele z siostrą Edytą Budynek prowadzą swoje misje. Roczny koszt nauki dziecka w Afryce, w zestawieniu z naszymi realiami, wydaje się śmiesznie niski. Przez lata było to ok. 35 euro (taką zrzutkę robiono w każdej z adopcyjnych klas), teraz potrzeba ciut więcej, ale 250 złotych to nadal nie jest zawrotna kwota. – Mówię młodzieży, że dla nich to np. jedna, dwie cole mniej, a dla dzieci z Kamerunu bardzo, bardzo wiele – dodaje Elżbieta Paszko. Podkreśla jednak, że nikt nie ma obowiązku wpłacać pieniędzy, to zawsze jest dobrowolne. Często zdarza się, że ktoś daje więcej, niż wynosi wyliczona składka.

Mydło zamiast pluszaka

Czasami adopcyjni rodzice chcą zrobić swoim adopcyjnym dzieciom dodatkowe niespodzianki. Bywało, że organizowali kolejną zrzutkę na świąteczne prezenty dla swoich córeczek i synków. Nie kupowali niczego w Polsce, bo nie wiadomo czy paczka w ogóle by dotarła. Przekazywali pieniądze siostrze Edycie, ona robiła zakupy, a później zdawała relację.

– Byliśmy bardzo zaskoczeni, kiedy okazało się, że dzieci nie dostały pluszaków czy słodyczy, ale... mydło, ryż i mąkę. Uświadomiliśmy sobie wówczas, że Afryka to zupełnie inny świat, że tam priorytety są zdecydowanie różne od naszych, że kompletnie co innego się liczy i co innego daje radość – wyjaśnia koordynatorka Adopcji Serca w II LO.

Polska młodzież miała okazję przekonać się o tym, czytając listy, w których dzieciaki z misji w Kamerunie dziękowały za pomoc i upominki.

Kiedy dzieci mają dzieci

Klasa I F adoptowała aż dwoje dzieci.

– Tak się po prostu złożyło. Wszyscy chcieli pomóc – tłumaczy Szymon Tański. Zdradza, że u nich w klasie zrzutka była po ok. 20 zł. – Dla nas to nie są duże pieniądze, jakieś jedno wyjście do McDonalda, a dla tych dzieciaków to ogromna rzecz. Naprawdę super jest pomagać – dodaje nastolatek.

– Dla mnie to trochę spełnienie marzeń. Bo chciałabym studiować medycynę i zawsze sobie wyobrażałam, że pojadę do Afryki pomagać tym dzieciom – mówi tymczasem Alicja Woźniak, uczennica klasy II Bp. Wspólnie z koleżankami i kolegami już drugi rok z rzędu są rodzicami maleńkiego chłopca. Adoptowali go, gdy miał 2 latka. Teraz jest już starszy, chodzi do przedszkola, a swoim mamusiom i tatusiom z Zamościa wysyłał kolorowanki. – Dostać taką przesyłkę to coś niesamowitego, aż się robi ciepło w sercu – zapewnia Alicja.

– My pomagamy im, a oni w pewnym sensie nam. Bo dla tych dzieci czynimy dobro, a ono przecież powraca – mówi o adopcyjnych dzieciakach z Kamerunu Magdalena Słotwińska z II Ap.  Jej klasa, mimo że niezbyt liczna, także zdecydowała się na Adopcję Serca. Na utrzymanie adopcyjnego synka każdy przekazał ok. 13 złotych. – To żadne pieniądze, może raptem 3 dobre batoniki – śmieje się nastolatka. – Bardzo często nasze kieszonkowe wydawaliśmy na drobne, zupełnie niepotrzebne rzeczy, a teraz wiemy, że te drobne kwoty są dobrze wykorzystane – przyznaje Julia Parol z klasy II Cp, która wspólnie z koleżankami i kolegami już kolejny rok jest rodzicem kilkuletniego chłopca.

Pomaganie wciąga

Drugi rok z rzędu afrykańską dziewczynką opiekuje się także klasa II Cg. – Wszyscy chętnie włączyli się w akcję, jestem przekonana, że po kolejnych wakacjach, gdy będziemy już w klasie maturalnej, również zostaniemy rodzicami – deklaruje Dominika Wojczuk z klasy II Cg.

Pomaganie jest zresztą w II LO w modzie.

– My nie tylko adoptujemy dzieci z Afryki, ale włączamy się w wiele akcji charytatywnych. Pomagamy dzieciom z domów dziecka, z różnych fundacji, robiliśmy świąteczne kartki dla chorych dzieci – opowiada nam Emilia Kwarciana z klasy II Eg. 

I co z tego mają? Co im to daje?

– Z każdym dniem, z każdą taką akcją nabieramy doświadczenia, uczymy się pomagania i chcemy się tego uczyć. Dla mnie ważne jest, aby umieć dawać, a nie tylko brać. Zwłaszcza, że nikt z nas nie wie tak naprawdę, co spotka go następnego dnia i czy też nie będzie wtedy potrzebował pomocy – dodaje nastolatka i cytuje słowa Johannesa Bechera: "Człowiek potrzebuje człowieka, żeby być człowiekiem".

Jedyna taka szkoła

A na ile to zaangażowanie polskiej młodzieży jest ważne dla dzieci w Kamerunie? 

– Sytuacja materialna krajów misyjnych jest często nieporównywalnie gorsza od naszej. Można nawet stwierdzić, że bywa czasem tragiczna. Tym bardziej, gdy dotyka ona dzieci, które zamiast cieszyć się beztroskim dzieciństwem, muszą podejmować pracę, żeby zdobyć fundusze na swoje utrzymanie, gdyż mimo pracy i starań rodzice nie są w stanie zapewnić im normalnego życia – odpowiada siostra Edyta Budynek.

Dużo trudniejsze niż w Polsce jest też zdobycie wykształcenia, bo nauka jest płatna. Wiele dzieci nie trafiłoby do szkół, gdyby nie licealiści z Zamościa. – Nasze dzieci w Kamerunie, które korzystają z tak ważnego dla nich wsparcia, są bardzo wdzięcznie i dziękują młodzieży i ich wychowawcom z II LO – podkreśla zakonnica.

I co najważniejsze, dodaje, że z całej Polski na tej zasadzie współpracuje z nią jedno przedszkole i tylko ta jedna jedyna zamojska szkoła. 

To tylko jeden z bardzo wielu bardzo ciekawych artykułów, które ukazały się w świątecznej Kronice Tygodnia. Wciąż możecie ją kupić w formie e-wydanie.


Podziel się
Oceń

Napisz komentarz
Komentarze
ReklamaBaner reklamowy firmy GOLDSUN
ReklamaBaner reklamowy Lege Artis
Reklama
ReklamaBaner reklamowy b - dodatek
ReklamaBaner B1 firmy Replika
Reklama
KOMENTARZE
Autor komentarza: towarzyszu BASIATreść komentarza: POwołać swoich ZNAJOMKÓWData dodania komentarza: 18.05.2024, 16:20Źródło komentarza: Zamość: Miotła w spółkach miejskich. Jako pierwsza stanowisko straciła prezes PGKAutor komentarza: N-lTreść komentarza: I Wydzial Geodezji wymienić na nowych ludzi.Data dodania komentarza: 18.05.2024, 15:32Źródło komentarza: Zamość: Miotła w spółkach miejskich. Jako pierwsza stanowisko straciła prezes PGKAutor komentarza: Mieszkanka gminyTreść komentarza: A mówi się,że radni to" ciało społeczne", no jestem zawiedziona na samym początku działania nowej rady i Pani wójt. Jeszcze nie zapracowaliście Drodzy Radni a już sobie ustaliliście takie uposażenie?, Trzeszczany to nie Zamość, gdybym mogła cofnąć czas to moja decyzja byłaby zupełnie inna,. To tak ma wyglądać Wasza praworządność?, wstyd i obłuda.Data dodania komentarza: 18.05.2024, 15:16Źródło komentarza: Trzeszczany: Samorząd zmieniony gruntownieAutor komentarza: KorekTreść komentarza: Będzie muł i kamieni kupa sprzedaliście gminę za parę flaszek procentówData dodania komentarza: 18.05.2024, 13:56Źródło komentarza: Trzeszczany: Samorząd zmieniony gruntownieAutor komentarza: NormalnyTreść komentarza: Tragedia zaiste. Bezrobocie 15% a największy problem to brak sukcesów zadupiastego klubu. Chociaż tobie panie burak socjal leci to możesz mieć takie problemy.Data dodania komentarza: 18.05.2024, 11:14Źródło komentarza: Hrubieszów: Kolejna kadencja rozpoczęta. Kryszczuk przewodniczącym Rady MiejskiejAutor komentarza: Janusz biznesuTreść komentarza: Haha jakie śnięte ryby gdzie!?!?Przecież tu nie ma ryb, ta rzeka z braku regulacji wygląda jak bagno. Wody miejscami Brak!!!!Data dodania komentarza: 18.05.2024, 11:04Źródło komentarza: Hrubieszów: Tony śniętych ryb w Huczwie, Prokuratura Rejonowa umarza śledztwo. Ostry sprzeciw PZW
Reklama
Reklama