Przed pierwszym gwizdkiem trener Marcin Czerwonka wyraził życzenie, że chciałby, aby puławianie zagrali w najmocniejszym zestawieniu. Szkoleniowiec zamościan mógł wówczas być spokojnym o mobilizację swego zespołu, bo o jakość sportową swoich podopiecznych się nie martwił. Jego słowom stało się zadość. Piotr Dropek skorzystał z usług Pawła Grzelaka , Michała Skierawskiego, Wojciecha Boruckiego, Kacpra Machwarba i Kacpra Adamczuka, co było solidnym wzmocnieniem. Gracze Azotów pokazywali spore umiejętności indywidualne, ale piłka ręczna to gra drużynowa. A w tym aspekcie dominowali przyjezdni. Zamościanie spokojnie przeprowadzali akcje, w odpowiednim momencie przyśpieszając i gubiąc defensywę gospodarzy. Bezbłędny na prawym skrzydle był Łukasz Szymański, a świetne asysty zaliczał Szymon Fugiel, co rusz obsługując kolegów efektownymi podaniami. Do tego potężne bomby na bramkę rywala z drugiej linii posyłał Tomasz Sałach. Po przeciwnej stronie szalał natomiast Patryk Plaszczak (45% skuteczności - 9 obron z 20), chwilami sprawiając wrażenie, że byłby w stanie powstrzymać nawet rozwój… koronawirusa. Żółto-czerwoni prowadzili więc 5:2 (9 min.), 16:10 (20 min.), a na przerwę schodzili przy wyniku 18:11.
Po zmianie stron niebiesko-biało-czerwoni próbowali odrobić straty. W 37 min. doprowadzili do stanu 15:19, ale to było wszystko, na co Padwa rywalom pozwoliła. Zamościanie cierpliwie i konsekwentnie przeprowadzali kolejne akcje, utrzymując bezpieczny dystans. Większe emocje skończyły się już na kwadrans przed końcem przy prowadzeniu żółto-czerwonych 26:19. Ostatecznie zamościanie wygrali 33:26 (18:11).
Po meczu spotkaliśmy takich, którzy zarzekają się, że spod butów Łukasza Szymańskiego sypały się iskry. Inni słyszeli charakterystyczny odgłos przekraczania bariery dźwięku w czasie akcji kończonych przez Łukasza Orlicha. Do tego głosy wiarygodnych świadków potwierdzające, że wzrok legendarnego Bazyliszka przy wyrazie twarzy Bartosza Skiby to dziecięca igraszka małego smoczka. W takich niezwykłych okolicznościach żółto-czerwoni zgarnęli komplet punktów, ponownie wskakując na trzecie miejsce w tabeli.
- W pierwszej połowie na pewno utrzymywał nas w grze Patryk Plaszczak, pokazując się z jak najlepszej strony. Grał na bardzo wysokim procencie, a proszę mi wierzyć, że ma jeszcze spore rezerwy – komplementował swojego bramkarza trener Marcin Czerwonka. – Po gospodarzach widać było, że ten nieudany turniej mistrzostw Polski siedzi im w głowach. Do tego gracze z Superligi nie pociągnęli gry, tak jak można było tego od nich oczekiwać. My natomiast pokazaliśmy dojrzałość. Nawet w tych momentach, gdy Azoty zmniejszały przewagę, zachowywaliśmy spokój i pewność siebie. Gdybyśmy zachowali koncentrację przez 60 minut, wynik byłby pewnie bardziej okazały, ale i taki cieszy – dodał szkoleniowiec Padwy.
Przypominamy, że kolejne emocje już w najbliższą sobotę o 18.00. W kotle… czarodziejów Padwa spróbuje ugotować AZS UW Warszawa. Naprawdę warto być tego świadkiem!
AZOTY-PUŁAWY II – PADWA ZAMOŚĆ 26:33 (11:18)
Padwa: Plaszczak, Proć – Szymański 8, Puszkarski 7, Orlich 5, Sałach 5, Skiba 4, Sz. Fugiel 2, Pomiankiewicz 2, Obydź, Gałaszkiewicz, Adamczuk, Misalski, Kłoda, Teterycz.
Sędziowali: Cezary Figarski i Dariusz Żak z Radomia.
Kary: 10 minut – 10 minut
Karne: 6/3 3/3
Widzów: 220.
TKINMW
Napisz komentarz
Komentarze