Nie ma dnia, żebym nie odebrał kilku telefonów w sprawach transferowych. Jedni oddaliby królestwo za napastnika, drudzy poszukują młodzieżowców, jeszcze inni trenerów z papierami. Ot czasy. Podpowiada człowiek, na ile wie i potrafi. W myśl zasady, że wszystkie kluby nasze są. To tylko jednak przyczynek do okołorefleksji na temat paru charakterystycznych zjawisk. Otóż trenerzy drużyn z tzw. wyższej półki wcale nie narzekają na brak zdolnych graczy z regionu. Wręcz przeciwnie. Mówią, że widzieliby w swoich zespołach wielu chłopaków z okręgówki. I to nie w roli zmienników. Problem pojawia się w momencie, gdy na pieniądze trzeba zapracować. Dawka czterech-pięciu treningów tygodniowo okazuje się być bowiem przeszkodą nie do pokonania. Niejeden ze szkoleniowców mówi wprost, że wielu młodych graczy to zwykłe patentowane lenie. I trudno się z tym nie zgodzić. Inna kwestia to patologia ligę niżej, gdzie płaci się po 200-250 zł za mecz bez konieczności trenowania. Ale kto bogatemu zabroni... Można w tym momencie odwoływać się do ambicji piłkarskiej młodzieży, ale ta wysokich notowań nie ma. Mało tego, odnoszę wrażenie, że w ostatnich czasach najczęstszą kontuzją odnoszoną przez rodzimych okołopiłkarzy jest tzw. "kontuzja głowy". Jej symptomy widoczne są gołym okiem: brak myślenia perspektywicznego, chwiejność podejmowanych decyzji, dwie-trzy stówki za mecz. A czas ucieka...
Na koniec jeszcze jedno spostrzeżenie. W Tyszowcach miało miejsce Święto Kwitnącej Fasoli. To akurat normalne, bo tak jest co roku. Tym razem jednak parasolki, ławki czy budki z kebabem ustawiono na murawie miejscowego stadionu. Czegoż to ludzie nie wymyślą...
Napisz komentarz
Komentarze